Parę miesięcy temu w świecie neurologii wybuchł otwarty konflikt między zwolennikami i przeciwnikami jednej z kilku nowszych teorii świadomości (Integrated Information Theory – IIT). Opublikowano krytykujący ją list z podpisami wielu znaczących postaci, następnie skrytykowano krytykujących, potem skrytykowano krytykujących krytykujących i tak cyklicznie po kilka razy. Spodobał mi się komentarz jednego z uczestników, który chyba najlepiej podsumował całą aferę – sytuacja wyglądała tak, jakby grupa ludzi stanęła na drabinach pośrodku pola i zaczęła się miedzy sobą kłócić o to, kto jest bliżej księżyca.
Jest coś pociesznego w tym, jak bardzo zachodnia nauka jest bezradna wobec tematu świadomości. Od zawsze weryfikuje ona swego rodzaju obiektywność badań poprzez możliwośc niezależnego ich powtórzenia, tymczasem tutaj ściera się z czymś tak fundamentalnie subiektywnym, że wydaje się to być poza jej zasięgiem. Nie pierwszy raz też jej się to przytrafia. Obaj są ojcami fizyki kwantowej, ale Einstein w swoich polemikach z Nielsem Bohrem nigdy nie pogodził się z tym, że według niej coś takiego jak obiektywna rzeczywistość nie istnieje. Mimo że, paradoksalnie, sam ten wniosek da się obiektywnie zweryfikować.
Bezpośrednim badaniem świadomości od znacznie dłuższego czasu zajmują się wschodnie filozofie z całym arsenałem ich metod medytacji i kontemplowania tego, co dzieje się we własnym umyśle. Najnowsze osiągnięcia naukowe, poza potwierdzaniem ich zbawiennego wpływu na mózg, są też często zaskakująco zgodne z ich wnioskami – percepcja jest tylko językiem opisującym otoczenie i zawsze będzie je też przez to przesłaniać, a wszystkie mentalne konstrukcje jak poczucie siebie, własnych granic, czasu, tożsamości, rozumowania czy przeżywania są ciągle zmienne, negocjowalne i niezależne od samego istnienia, które ich doświadcza.
Czym jest samo to istnienie to tak zwany “trudny problem” świadomości, zdefiniowany w latach 90-tych przez filozofa Davida Chalmersa. “Łatwym” (w podwójnym cudzysłowiu, bo nic w nim łatwego) jest pytanie, w jaki sposób zewnętrzny świat przekłada się na subiektywne doświadczenie, czy właśnie na język percepcji. Czemu truskawki, konkretny chemiczny skład na języku, smakują jak truskawki, a kolor czerwony – konkretne długości fal świetlnych docierające do oczu – wygląda akurat jak czerwony. Nie da się przekazać komuś, kto tego nie zaznał, jak to jest jeść truskawkę i widzieć czerwień, mimo że precyzyjnie zmierzyć ich skład i długość fal – jak najbardziej.
Tak samo jest z byciem świadomym. Chalmers jako eksperyment myślowy proponuje istnienie wśród nas hipotetycznych zombie, które potrafią się komunikować, reagować i na wszelki inny sposób imitować zachowania ludzi, a mimo to nie posiadają żadnego wewnętrznego życia. Na dzień dzisiejszy nie mamy żadnych narzędzi, by móc je od nas odróżnić i na razie nie zanosi się, byśmy wkrótce je mieli.
Ale skoro potrafimy chociaż dowieść, że obiektywna rzeczywistość nie istnieje, to być może jedyne możliwe rozwiązanie trudnego problemu świadomości i subiektywnego doświadczenia będzie samo w sobie całkowicie subiektywne? A wtedy spór o to, kto zna właściwą odpowiedź, jest na dłuższą metę bezcelowy. Bo ostatecznie każdy dojdzie do swojej prawdy niezależnie i wszystkie z nich będą względem siebie równoważne.