Od pewnego czasu zacząłem być regularnie wciągany w pewną jałową konwersację na temat wyborów żywieniowych. Trudno jest dyskretnie dopytać kelnera o zawartość nabiału w zamawianym daniu czy będąc w gości nie zdradzić się z własnymi szczególnymi preferencjami co do poczęstunku. Praktycznie więc przy każdym posiłku jestem zmuszony odpowiadać na nieuniknione drążące pytania o powody takich a nie innych decyzji; tylko po to, by chwilę później wysłuchać nieproszonych przeciwstawnych deklaracji z ust pytających, jak to oni sami nie wyobrażają sobie życia bez sera.
I jestem w pełni świadomy symetrii doświadczeń. Mięsożercy z kolei twierdzą, że nie mogą w spokoju nacieszyć się swoim kotletem czy pizzą bez potępień ze strony towarzyszących im przy jedzeniu upierdliwych wegetarian. Nie jestem zaskoczony, sam bywałem i świadkiem, i niestety uczestnikiem podobnych nieprzyjemnych sytuacji.
Umówmy się więc od razu, że to nie będzie taka rozmowa. Ani jako weganin nie czuję się wywołany do tablicy, ani jako mięsożerca z ponad trzydziestoletnim stażem nie mam zamiaru rzucać dupkowatych oskarżeń z jakichś urojonych moralnych wyżyn. Nie mam też wątpliwości, że nikt nigdzie od podobnych konwersacji jeszcze nie zmienił przyzwyczajeń. Chciałbym się jednak nieco w tym właśnie temacie wywnętrznić, gdyż ma on dla mnie istotne znaczenie, a niestety za często w tych rozmowach moje własne przekonania zniekształcone są albo poprzez rzuconą zdawkowo frazę “powody etyczne”, albo przez pryzmat zasłużonych stereotypów na temat hipsterów. Proszę więc, byśmy na parę minut wszyscy się uspokoili i nie dzielili zaraz na strony sporu, bo żadnego sporu tu nie ma.
Ale “powody etyczne” my ass, wypowiedzmy na głos oczywistość: człowiek, wyłącznie dla własnej doraźnej przyjemności, każdego dnia bezlitośnie torturuje i morduje ze szczególnym okrucieństwem zatrważającą ilośc bogu ducha winnych pięknych i mądrych zwierząt. Wszyscy to wiemy, wszyscy wolimy na to nie patrzeć i o tym nie myśleć – cywilizacja szybko oswaja nas z wypieraniem wielu niewygodnych prawd. Co więcej, często obrona tego mechanizmu wyparcia, w miejsce niemożliwej obrony samego zwierzęcego holokaustu, pełni rolę ostatecznego “argumentu” przeciw weganom: “a nie obchodzą cię dzieci zmuszane do niewolniczej pracy w kopalniach, by wydobywać surowiec na twój telefon komórkowy? Czemu nie wyrzucisz telefonu?” Ale jest na to “kontrargument”. Najkrótszy brzmi: “nie zmieniaj tematu”, nieco dłuższy to: “oczywiście, że mnie obchodzą, dlatego regularnie głosuję na antykapitalistyczne partie”, ale właściwy powinien brzmieć: “dlaczego miałyby mnie nie obchodzić? Skoro też masz telefon, to ciebie nie obchodzą?”
Oczywiście, że nas obchodzą. Gdzieś po drodze do tu i teraz jednak wpojono nam, że na pewne sprawy nic nie jesteśmy w stanie poradzić, bo to cena za dobrostan, w którym przyszło nam żyć. Kolejne wielopiętrowe kłamstwo, które wygodniej jest na co dzień zaakceptować. Mogę tylko własnym doświadczeniem zaręczyć, że dużo bardziej komfortowe dla ducha jest zakwestionowanie każdego jednego w nim słowa.