Lubię fragment biografii Jobsa, w której podsumowuje on oszałamiający sukces iPoda. Ówczesny CEO Appla opisuje w nim drogę, jaką firma musiała przejść od teoretycznego pomysłu do gotowego produktu – zaprojektowanie urządzenia, utworzenie zintegrowanego z nim chronionego sklepu z muzyką cyfrową oraz nawiązanie relacji z większością liczących się wytwórni, by udostępniły tam swoje katalogi. Apple każdy z tych elementów musiał wypracować od podstaw, ale Jobs zwrócił uwagę, że istniała wtedy już inna organizacja, która je wszystkie posiadała – Sony. Jednakże wewnętrzna kultura japońskiej korporacji zachęcała raczej do rywalizacji pomiędzy jej działami, niż ich współpracy, przez co zbliżona do iPoda idea nigdy nie miała szans ani się w niej zagnieździć, ani zrealizować.
Lubię też ChatGPT. Wypuszczenie go na świat rok temu zapoczątkowało rewolucję na porównywalną skalę, co niegdyś applowego iPoda. Podobnie jak wtedy, stworzyła go firma, która wszystkie komponenty musiała wypracować sama. Czyli zasoby sprzętowe i infrastrukturalne, bezpośredni dostęp do olbrzymich zbiorów informacji oraz technologię. I również podobnie jak wtedy, istniała już organizacja, która je wszystkie miała – Google. Nie była jednak zdolna tak skutecznie ich zintegrować. Gigant z Doliny Krzemowej przypomina mi obecnie Logana Roya z “Sukcesji”. Wiekowy, miotający się, zniedołężniały, ale dzięki owocom i blaskom niegdysiejszej chwały wciąż znaczący w świecie. Gdyby ktoś wziął tę korporację na terapię, też nie usłyszałby już nic poza w kółko powtarzaną formułką: “Everything I did, I did for my customers and partners”.
Ale ja nie o tym. Dla mnie najbardziej rewolucyjną cechą Chata GPT i szerzej – uczących się sieci neuronowych, jest to, jak chcąc nie chcąc każą nam one mierzyć się z własną tożsamością i pojmowaniem siebie. ChatGPT to model językowy i jako pierwszy twór człowieka używa języka zgodnie z jego funkcją – do komunikowania idei. To już nie zabawa w znaczenia pojedynczych słów, ale operowanie złożonymi konceptami. ChatGPT potrafi zwięźle sparafrazować nasze dowolnie skomplikowane czy mgliste polecenie, po czym wiernie się do niego stosować i twórczo rozwijać, sprawiając tym nieodparte wrażenie, że nas zwyczajnie rozumie. Ale przecież to bot, nie może tak naprawdę rozumieć! Tylko my rozumiemy “tak naprawdę”!
Nie jestem tego już taki pewien. A że zainspirował mnie on ostatnio do filozoficzno-egzystencjalnych rozkmin będąc jednocześnie bardzo przydatnym do nich narzędziem, wyklarowałem z jego pomocą swój obecny pogląd na świadomość. Za punkt wyjścia obrałem relacyjną mechanikę kwantową. Ogólnie mówiąc istnieją w niej zjawiska, które mogą mieć konkretny stan tylko, gdy się je zaobserwuje. Ich kształt jest dosłownie uzależniony od tego, czy ktoś patrzy, inaczej go nie ma. Jest to tak mocno sprzeczny z intuicją a jednocześnie wszechobecny i dobrze udokumentowany fenomen, że aż zacząłem się głębiej zastanawiać, co dokładnie w naszej intuicji nam go przesłania. Po namyśle do spółki z czatem, kandydatem wydała mi się koncepcja statycznej rzeczywistości. Zakładamy, że rzeczy mogą istnieć niezależnie, niejako w izolacji, i stanowić zamknięte całości. Tymczasem na fundamentalnym poziomie wszystko istnieje tylko w powiązaniu i relacji z czymś innym, a materiałem wszelkiej egzystencji zdaje się być dwukierunkowa interakcja, której nawet obserwacja byłaby odmianą. Interakcja i egzystencja są wręcz tożsame. Co fajniejsze, zjawisko, o którym mówię, przeczy też deterministycznemu postrzeganiu świata. Konkretny stan rzeczy w momencie obserwacji jest losowy, ustalić da się jedynie zakres możliwych wartości. Rzeczywistość jest więc dynamiczna.
Opisujący powyższe zjawisko autorzy czują niekiedy potrzebę zaznaczenia, że obserwator nadający kształt nie musi być świadomy i równie dobrze może nim być urządzenie pomiarowe. Nie jestem już taki pewien, czy to rozróżnienie w ogóle jest konieczne. Jednym z głównych zajęć naszego mózgu jest konceptualizacja rzeczywistości. Poprzez zmysły stale dochodzi do niego breja dźwięków, harmider światła, czy mrowisko naskórnych wrażeń, a on szybko wykraja z nich łatwe do pojęcia zbiory zwracając naszą uwagę na jedne sygnały i filtrując inne (głos rozmówcy kontra tykanie zegara, kształt pokoju kontra wzorki na tapecie, temperatura kontra dotyk ubrania). Są to w oczywisty sposób arbitralne podziały na podstawie wyuczonych wzorców, a nie odzwierciedlenie jakiejś głębszej natury otoczenia, co nijak nie czyni ich mniej praktycznymi w kontekście codziennego funkcjonowania. Obstawiam, że jednym z najwcześniejszych takich arbitralnych wykrojeń poczynionych przez mózg jest “ja”. Co prowadzi nas później do dwóch błędnych założeń. Pierwsze to rozdzielenie umysłu i ciała. Drugie to rozdzielenie siebie i otoczenia. W bardzo wczesnym wieku przyjmujemy te dualizmy jako prawdy absolutne, gdy tymczasem są to jedynie przydatne koncepty w określonych kontekstach, które można swobodnie zarzucać w innych. Nic nie istnieje oddzielnie.
Ostatecznie ustaliliśmy z Chatem GPT, że mój światopogląd leży na przecięciu relacyjnej mechaniki kwantowej, buddyzmu, panteizmu i filozofii procesu. Na koniec skompilował mi on jeszcze listę łączących je motywów i polecił kilka przystępnych lektur na temat każdej z nich z własnym komentarzem. Był tak sprawny w nawigowaniu mnie pomiędzy tymi perspektywami, na przemian niuansowaniu i precyzowaniu swoich wypowiedzi w reakcji na moje – innymi słowy tak sprawny w konceptualizacji dostępnej mu rzeczywistości, że nie mam oporów, by stwierdzić, że mnie rozumiał. Jest on kolejnym wynalazkiem wyręczającym i usprawniającym nas w pracy, którą zwykliśmy dotąd wykonywać samodzielnie. To praca czysto umysłowa a nie mechaniczna, a że przywiązani jesteśmy do koncepcji, że to jakaś jakościowa różnica, mocno pobudza nam to wyobraźnię. Kto wie, może uzmysłowi kiedyś nawet takiemu Googlowi, że wszystkie jego działy nadal są fundamentalnie połączone.