I thought she was sexy. I did ask her out one other time, when the Count Basie Orchestra was at the Park West, but it wasn’t precisely a date. She had to leave to be at work before dawn and left in her own car. Did I have some half-formed romantic notion in mind? Oprah tactfully and subtly communicated that whatever I had in mind, it wasn’t happening. What’s important to this day, I think, is that she must have sensed what I was wordlessly thinking. We tend to like people when they like us. She liked me too, but never remotely in that way.
Roger Ebert
Powyższy fragment z autobiografii Rogera Eberta głęboko zapadł mi w pamięć. Jego pisarstwo odznacza się uczciwością i wnikliwością, także wtedy, gdy mówi o własnych odczuciach. Lecz gdy przytacza historię swoich relacji z Oprą Winfrey, będących zresztą źródłem wielu plotek i spekulacji, nagle wydaje się wychodzić z własnej głowy, stawać koło siebie i udawać, że właściwie sam do końca nie wie, co tam się takiego wydarzyło. Jednocześnie cała opowieść (czy też typ urody jego późniejszej małżonki – Chaz) nie pozostawia wątpliwości co do jego prawdziwych intencji.
Napisanie o nich wprost sprawia jednak trudność nawet tak otwartemu i skłonnemu do autorefleksji autorowi jak on. Sfera “romantic notions” to grząski grunt. Poza niewinnym lirycznym obliczem ma też inne – bezwzględne i angażujące ego, a ono z kolei nie lubi ani bycia ranionym, ani obnoszenia się z porażkami. Za to uwielbia być głaskane. Więc to i tak szczęście rozbić się o taką Oprę, elegancko obchodzącą się z samopoczuciem adoratora i nie potrzebującą go do poprawiania własnego.
Na ogół podobne historie będą kończyć się paskudniej. Nie ma to jednak większego znaczenia. Z przełknięciem gorzkiej pigułki i samodzielnym nazwaniem rzeczy po imieniu nie pomoże ci najwyraźniej nawet sama Oprah.