Elizabeth Shaw: I deserve to know why.
David: The answer is irrelevant. Does it matter why?
Elizabeth Shaw: Yes. Yes, it does.
David: I don’t understand.
Elizabeth Shaw: Well, I guess that’s because I’m a human being and you’re a robot.
Serial “Lost” to ściema. Bardzo dobrze przeprowadzona, ale jednak ściema, na którą niestety dałem się nabrać i która zostawiła mnie z poczuciem zmarnowanego czasu. Kluczem do zaangażowania się w tajemniczą historię jest oczekiwanie, że tajemnica zostanie wyjaśniona. Aby móc tego oczekiwać, zakłada się, że autor to wyjaśnienie zna i nawet jeśli nie wyłoży nam go wprost, możemy sami spróbować poskładać elementy układanki. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że autorzy “Lost” żadnych wyjaśnień w zanadrzu nie mieli i jedynie mydlili widzom oczy, lecz by się o tym przekonać, należało wytrwać do samego końca ich opowieści. Ten, kto wytrwał, może chociaż teraz ostrzec pozostałych, że podróż nie była warta wysiłku i by nie szli w jego ślady. Tak jak przed “Lost” ostrzega np. twórca “Gry o tron” – George R.R. Martin.
Tymczasem do kin wszedł właśnie wielce wyczekiwany “Prometeusz”, którego scenarzystą jest jeden z autorów “Lost” – Damon Lindelof. No to co, może powiedzmy od razu najważniejsze. “Prometeusz” to ściema, do tego fatalnie przeprowadzona. Proszę nie nakręcać sobie hype’a, z czystym sumieniem czytać wszelkie spoilery (tu ich nie będzie) a wizytę w kinie najlepiej sobie darować. Ta podróż nie będzie warta wysiłku.
Jednym z prymitywniejszych zabiegów Lindelofa mających na celu budowanie tajemnicy, jest wręczanie swoim bohaterom tzw. idiot balla. Na około nich mogą się dziać same “nie śniło się filozofom”, oni tymczasem niespecjalnie będą zwracać na to uwagę, o zadawaniu pytań nie wspominając. I tak niewytłumaczalne pozostaje niewytłumaczalnym. Szczególnie idiotycznie to zaczyna wyglądać w fabule, której motorem jest ludzka ciekawość (patrz cytat powyżej). Tutaj bohaterów bardzo interesuje jakaś tajemnica powstania człowieka. Czemu to w ogóle jest tajemnica i czemu jej wyjaśnień szukają tam, gdzie szukają, nigdy się nie dowiemy. Wszystkim musi wystarczyć uporczywe powtarzanie przez główną bohaterkę, że tam właśnie należy szukać. Niestety owo “tam” jest jednocześnie najbardziej intrygującą tajemnicą pierwszego “Obcego”, więc dodatkowo rujnują nam tu jeden z najlepszych przykładów w historii kina na to, jak nie rozwiązać zagadki, by było to pobudzające wyobraźnię, zamiast irytujące.
W “Lost” najbardziej lubiłem to tytułowe poczucie zagubienia – nawet po paru latach trwania tego serialu, gdy ktoś pytał mnie, o czym on właściwie jest, musiałem uczciwie odpowiadać, że nie wiem. Ale ekscytowało mnie, że kiedyś się dowiem. Niestety okazało się, że po finałowym odcinku nadal musiałem odpowiadać tak samo. Gdyby ktoś spytał mnie w połowie seansu, o czym jest “Prometeusz”, odparłbym: “nie wiem i gówno mnie to obchodzi”. Po końcowych napisach odpowiedź również nie uległa zmianie.