Kto strzeże strażników?

You have all these rules and you think they’ll save you.


Cóż, Akademia zwyczajowo nie doceniła zeszłorocznego filmu, który bez wątpienia najtrwalej zapisze się w historii kina, wybierając zamiast niego taki, który wkrótce zapewne przepadnie w masie mu podobnych (ile razy się to już zdarzyło wcześniej? – “Miasto gniewu” zamiast “Brokeback Mountain”, “Zakochany Szekspir” zamiast “Szeregowca Ryana”, “Forrest Gump” zamiast “Pulp Fiction”, coś tam zamiast “Poszukiwaczy zaginionej arki”…). A nawet zrobiła coś gorszego – pominęła “Dark Knighta” już w samych nominacjach do najważniejszej nagrody. Oczywiście nie będzie to miało żadnego wpływu na wyroki historii i za jakieś dziesięć lat i tak najlepiej pamiętany będzie jedynie pośmiertny Oskar dla Heatha Ledgera za “Batmana”. To oraz fakt, że dla filmowych opowieści o superherosach obraz ten stał się tym samym, czym “Watchmen” stali się dla tychże opowieści papierowych dwadzieścia lat temu.

W “Mrocznym rycerzu” całkowicie zniesiono kojarzony z komiksami o zamaskowanych bohaterach podział na dobrych i złych poprzez postawienie paru celnych pytań o sens tego podziału. Najprostszym jest wypunktowanie paradoksu, że na straży ładu i porządku staje ktoś działający poza nimi. A najmocniejszym – dowiedzenie, że coś takiego jak ład i porządek nie istnieje. Drugie wynika częściowo z pierwszego – jakie reguły mają sens, gdy ktoś w imię ich obrony sam je łamie? Dlaczego w takim razie ktokolwiek ma ich przestrzegać? Następuje nowy podział – Batman wierzy, że inaczej wszystko pogrąży się w chaosie, a Joker – że nigdy nic innego poza chaosem nie istniało. Racjonalniejsza wydaje się postawa Jokera, tyle że na nasze szczęście ludzie nie zawsze dokonują racjonalnych wyborów. Ale mało ma to już wspólnego z dobrem i złem – dopaść Jokera można jedynie kosztem wszelkiego ładu, a ład próbować utrzymać jedynie podtrzymując ludzkie złudzenia. Nie ma tu moralnie jednoznacznych rozwiązań.

W temacie superhero movies to nowa jakość, ale w superhero comic books “Watchmen” rozwałkowali te kwestie już dwadzieścia lat temu. W kinie natomiast rozwałkują je ponownie za dwa tygodnie. I, jeśli nie sprofanują jakoś specjalnie pierwowzoru, pójdą jeszcze dalej od “Dark Knighta”. Bo o ile tam postawa głównego bohatera, pomimo uświadomionej mu niezbicie beznadziejności jego walki, wydaję się słuszna i sensowna, wręcz budząca nadzieję, “Strażnicy” tacy łaskawi dla widza nie będą. Podział przestanie być jednowymiarowy, a i postawy bohaterów nijak nie rozłożą się równolegle z ewentualnymi etykietkami starszej konwencji – “dobrzy” i “źli”. W komiksach o superbohaterach takie pogłębienie psychologii postaci oraz wizji świata to już dawno przyjęty standard, w kinie rewolucja dopiero się zaczęła. A szóstego marca piekielnie mocno nabierze tempa.